31 lip 2014

Dzień W

Wstanę jak zwykle o 5 rano,
zrobię śniadanie
(zostało trochę chleba).
Kupię różę
i pójdę do ciebie.
Tak, jak wczoraj,
powiem, że cię kocham.

W pół do trzeciej zjem obiad.
Cudowny zapach zupy jarzynowej
będzie unosił się w powietrzu.

Usiądę wygodnie na spłowiałym tapczanie
z kubkiem kawy,
z podwyższonym ciśnieniem
i wyprostuję nogi.
A kilka minut przed siedemnastą
wyjdę z domu po cichu.

Wezmę parę granatów
i butelek z benzyną
(zabraknie dla mnie karabinu).
I pójdę na barykady.
I barykadą się stanę.
Do ostatniej butelki.
Ostatniego bicia serca.
Ostatniej kropli krwi.

Warszawo


Warszawo, powstań jeszcze raz,
Gdy zadzwoni dzwon, gdy przyjdzie czas.

Warszawo wstań, unieś swą dłoń
I pewnym ruchem sięgaj po broń.

Przybierz mundurów kolor szarobury
I salwę gwiazd wystrzel w chmury.

Zapal płomyk pamięci na ojców mogile,
Westchnij z nostalgią, zatrzymaj się na chwile.

I maszeruj przez bramy, place, ulice;
Pozdrawiaj powstałe z popiołów kamienice.

A potem powiedz swojej rodzinie,
Że nie zginęła i nigdy nie zginie.

9 lip 2014

Na zimnej skórze oddech Twój...

Na zimnej skórze oddech Twój
Ociepla mój policzek;
Zanim położę się do snu,
Dla Ciebie wszystkie gwiazdy zliczę.
Za oknem trawa ciemnieje,
Lampy świecą na drodze.
W doniczce podlewasz nadzieję,
Miłość kapie po podłodze.
Cichy Strauss tuli powietrze;
Lekko chwytasz moja dłoń.
Przyciągnij mnie do siebie raz jeszcze
I pocałuj czule w skroń.
Po mokrej podłodze wirujemy
Tak nieidealnie, jak tylko potrafimy.
Coś potrącamy, psujemy,
Kroki po drodze mylimy.

Opieram czoło o Twoje
I uśmiecham się nieśmiało.
Świat staje. Jest tylko nas dwoje.
Na tej planecie - wystarczająco mało.