6 lut 2014

Halny


Szedłem gdy zapiał kur
Z głową spuszczoną w dół.
Łzy zatapiały za mną szlak.
Żałosne requiem śpiewał ptak.

To halny! To halny!
Przyszedł, opętał.
To halny! To halny!
Rozum mój spętał.

Szedłem po zgniłej zieleni motłochu.
Przebijałem się wśród szumiących gałęzi tłoku.
Coraz wolniej stawiałem każdy krok,
Gdy do oczu wdzierał się mrok.

To halny! To halny!
Przeniknął do skroni.
To halny! To halny!
Mnie w góry zagonił.

Jak piorun gnałem w górę,
By zderzyć myśli chmurę o chmurę.
Obserwowałem granat Tatr
Rozmywany przez dziki wiatr.

To halny! To halny!
W apogeum swej złości.
To halny! To halny!
Przeszył zimnem do kości.

Oblepiała mnie płatków śniegu plaga.
Szalik powiewał z tylu jak flaga.
W silnych dłoniach traciłem czucie.
I niosłem bryłę lodu w bucie.

To halny! To halny!
Strącił z drogi do nieba.
To halny! To halny!
Przywiązał do drzewa.

To halny! Przez halny
Stanąłem na szczycie.
To halny! Przez halny
Skończyłem swe życie.

2 komentarze:

  1. No wiersz świetny. Ja tez uwielbiam pisac wiersze no ale chyba tak zajebistego to jeszcze nie napisałam. Pozdrawiam <3 / Daria

    OdpowiedzUsuń
  2. Piękny wiersz , " halny " przechodzi też przez moje życie ...

    Roxana

    OdpowiedzUsuń