Są słowa,
które wypowie się tylko językiem milczenia.
Bez ciszy
nie mają tego samego znaczenia.
Są uczucia,
Które wyrazić można jedynie gestami,
by później
malować tęsknotę wspomnieniami.
I jest miłość...
Której nie pojmie żaden rozum.
Bo gdyby tak się zdarzyło...
Kochać byłoby nie sposób.
29 sie 2014
10 sie 2014
Ofelia w ogrodzie
Nad Ojczyzną moją wschodzi
Słońce pomarańczowo-czerwone,
Zbudzona ze snu kaczka brodzi
W wodzie nogi przybrudzone.
Promienie już pukają
Do okiennicy domu
I z resztek snu zbudzają
Cicho, bym nie mówiła nic nikomu.
I ja witam nowy dzień
Ziewający rześkim świtem,
Czubki sosen rzucają cień,
Poranną rosą, mgłą spowite.
Wiśnie w sadzie już tryskają
Słodkim sokiem swej czerwieni,
Osy, trzmiele koncert dają,
Jabłoń z boku się rumieni.
W nocnej koszuli idę boso
Przez malinową dróżkę,
Źdźbła trawy stopy roszą,
Zrywam soczystą gruszkę.
Wśród tańczących na wietrze brzóz,
Na wilgotnej miedzy siadam
I ze złotych kłosów zbóż
Wianek na głowę splatam.
A potem tańczę i śpiewam,
Depczę złotą pszenicę.
Wianek na głowę przywdziewam.
Sosna tryska sokiem obficie.
I biegnę nad rzekę,
Gdzie kwitną róże.
Słońce zamyka lewą powiekę,
Zapach powietrza zwiastuje burzę.
A tam na brzegu kwitnie jabłoń.
Widzę motyla, motyla gonię.
Spadam w błękitną toń
i w tej toni tonę.
Słońce pomarańczowo-czerwone,
Zbudzona ze snu kaczka brodzi
W wodzie nogi przybrudzone.
Promienie już pukają
Do okiennicy domu
I z resztek snu zbudzają
Cicho, bym nie mówiła nic nikomu.
I ja witam nowy dzień
Ziewający rześkim świtem,
Czubki sosen rzucają cień,
Poranną rosą, mgłą spowite.
Wiśnie w sadzie już tryskają
Słodkim sokiem swej czerwieni,
Osy, trzmiele koncert dają,
Jabłoń z boku się rumieni.
W nocnej koszuli idę boso
Przez malinową dróżkę,
Źdźbła trawy stopy roszą,
Zrywam soczystą gruszkę.
Wśród tańczących na wietrze brzóz,
Na wilgotnej miedzy siadam
I ze złotych kłosów zbóż
Wianek na głowę splatam.
A potem tańczę i śpiewam,
Depczę złotą pszenicę.
Wianek na głowę przywdziewam.
Sosna tryska sokiem obficie.
I biegnę nad rzekę,
Gdzie kwitną róże.
Słońce zamyka lewą powiekę,
Zapach powietrza zwiastuje burzę.
A tam na brzegu kwitnie jabłoń.
Widzę motyla, motyla gonię.
Spadam w błękitną toń
i w tej toni tonę.
Subskrybuj:
Posty (Atom)